To nie będzie blog o niczym- postanowione:)

Po moich rozmyślaniach o szczęściu zauważyłam, że często coś zupełnie błahego psuje nam humor i to na długo. Nie mówię o naprawdę smutnych sytuacjach, kiedy smutek jest nam potrzebny.

Ostatnio dostałam list, za potwierdzeniem odbioru uczelnia skreśliła mnie z listy studentów.
Jak go otworzyłam to krew mi się zagotowała. Okazało się to zwykłym niedopatrzeniem papierkowym- gdzieś tam coś się zagubiło i stwierdzono że nie zapłaciłam czesnego. Oczywiście całą sytuacje rozwiązała jedna dziesięciominutowa wizyta w dziekanacie. Ale kiedy otworzyłam ten list, poczułam się skrajnie beznadziejnie - bo oto napisali "wylatujesz ze studiów maleńka, mamy cie w dupie, jesteś do niczego"- oczywiście to było między wierszami :)

Tak to właśnie bywa, w sumie zwykły list a czułam się do niczego, przez cały dzień...

Pomyślałam sobie, a gdyby mieć antidotum na takie sytuacje? Gdybym miała wtedy w kieszeni jakąś różową pigułkę, która by zmieniła moje podejście?

Postanowiłam poszukać takich pigułek, od dziś nie chcę pisać o mydle i powidle, ale właśnie o tym jak poprawiać sobie humor w codziennych sytuacjach. Już dziś myślę o tym, że zostało kilka dni do końca miesiąca i muszę jeszcze odwiedzić moją starą prace odebrać PITa, do tego przyda mi się porządne antidotum.

Po zwolnieniu się stamtąd dochodziłam do siebie kilka miesięcy, a spotkania z tamtymi ludźmi niszczą mi humor nie na dzień ale na cały tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz