Mokotów

Łażenie po kilkanaście kilometrów dziennie z aparatem podczas Wielkiej Wyprawy Mazurskiej spodobało mi się na tyle, że postanowiłam twórczo kontynuować to zajęcie na gruncie rodzimym. Wybrałam sie więc przedwczoraj na spacerek po okolicach matecznika, czyli po Starym Mokotowie (okolicach, bo matecznikiem jest jednak Dolny Mokotów). Celem wyprawy było sfotografowanie napisu na murze przy ul. Sandomierskiej, o którym później. Pod drodze jednak znalazło sie więcej atrakcji :)

Na dobry początek uwieczniłam szablon grupy twożywo, który miałam kiedyś zamiar buchnąć i mieć w pokoju ;) Ale wysokie standardy etyczne (choć czasem podlegające modyfikacji ;)) mi na to nie pozwoliły.



Drugie zdjęcie na rozruch wygląda tak:



i zostało zrobione z powodów sentymentalnych. Zmagistrowałam się m.in. na powieści Pereca "Życie instrukcja obsługi", która w polskim wydaniu została przyozdobiona zdjęciem bardzo podobnej kratki wentylacyjnej. Zatem nie mogłam nie zrobić tej fotki :)

Jedną z niewątpliwych atrakcji wycieczki było to, że gdy szłam w stronę Teatru Guliwer (do którego ciągano mnie regularnie, gdy na chleb jeszcze mówiłam "beb" ;)) napatoczył się Jerzy Połomski. TEN Jerzy Połomski -- od walczyka, ciekawej fryzury, faceliftingu oraz charakterystycznego sposobu trzymania mikrofonu. Zbliżałam się akurat do teatru, więc sięgnęłam do torby z aparatem, na co na twarzy Pana Jerzego pojawił się grymas pt. na-miłość-boską-człowiek-nie-może-wyjść-na-chwilę-z-domu, żeby-nie-natknąć-się-na-paparazzi. Na co ja złośliwie i z premedytacją zaczęłam fotografować teatr. Rozczarowanie na twarzy Jerzego Połomskiego -- bezcenne. No i w końcu nie zrobiłam mu żadnego zdjęcia, a szkoda ;)
A co do Guliwera - koniki mnie ostatnio prześladują, zatem...



Następnie cel wyprawy:



Bardzo podoba mi się pomysł autora -- jeszcze jakiś czas temu potrafiłabym profesjonalnie opisać ten zabieg stylistyczny, ale umówmy się -- moja substancja szara już nie jest tej jakości co dawniej ;)

Potem ul. Belgijska, dom z talerzami na ścianach:



i schodki, które odkryłam całkiem niedawno podczas spaceru, na którym poruszano sprawę koników :P



A na koniec standardowy autoportret (egocentryzm należy pieczołowicie pielęgnować!):



Po drodze odbyłam też interesująca pogawędkę z państwem, którzy mieszkają w domu Wedla. Niestety zdjęcia całkiem nie wyszły, bo było już bardzo ciemno, ale za to dowiedziałam się, że mieszkania maja tam 3 m wysokości i że przed wojną kosztowały majątek. A część fasady jest z najprawdziwszego marmuru! Mili państwo stwierdzili ponadto, że absolutnie nie mam prawa mieć więcej niż 19 lat ;) Do tego udawało mi się wzbudzać sensację wśród mieszkańców Mokotowa -- gdy stałam z aparatem i usiłowałam zrobić jakieś w miarę dobre zdjęcie, mokotowianie przystawali i można było wyczytać z ich twarzy, że myślą "cholera, mieszkam tu 20 lat i nie wiedziałem, że to tutaj jest". Cel dydaktyczny osiągnięty ;) Reszta zdjęć leży tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz