Disney, ty dziadu!
"We're screwed up because of Disney"
Natychmiast przypomniałam sobie, jaka to byłam zafascynowana Małą Syrenką, która czesała się widelcem i która była gotowa oddać wszystko, żeby móc być bliżej tzw. Księcia. Hmm. Oh fuck.
Mała syrenka odkrywa swoją stopę, jako i ja kiedyś odkryłam swoją (w lustrze - wtajemniczeni znają historię, a jak nie, to niech się przypomną)
Nie byłabym sobą, gdybym nie obgadała disnejowskiej teorii - no i się okazało, że tak jak ja jestem skrzywiona przez walniętą i rudą półbabępółrybę, tak Kasia skrzywiona jest przez miks piotrusiowopanowej Wendy, Która Ci Wszystko Wybaczy oraz Dzwoneczka, która zakochana nieszczęśliwie jest ona. Psychologia dla mas, wiemy, wiemy... Ale i tak zrobiłyśmy testy on-line...
I tak:
Your result for The Which Disney Character Are You Test...
Jasmine
You scored 64 Kindness, 35 Morality, and 30 Wisdom!
The lovely princess Jasmine is who you identify with. You have a high sense of kindness which allows you to befriend most anyone, even a large tiger. Your morals are average which allows you to accept others who are different than you, or may be considered social outcasts. This acceptance mixed with kindness attracts people to you and allows you to empathize and listen well. A fiery romantic like Lumiere would be best for you.
Hmmm. Oh fuck ^2. Disney zrobił nas w bambuko.
Dobranoc, Ally czeka...
Nie mogę się doczekać
Kluska: Tak to Sławek jadł mandarynki:)
pink is my favorite crayon
Z czasem się wszystko ustoi
Dziatwa szkolna ma na tę okazję wierszyk o incipicie "Gdy życie ci zbrzydnie i stanie się piekłem...". Ja proponuję mniej radykalne rozwiązanie. Człowiek, któremu się nie chce, powinien słuchać szalonego Kleyffa! Nikt nie wymyślał specjalnie tego, w czym żyć nam przyszło, koleżanki i koledzy:
A jako bonus dowód na to, że nie mogło ze mnie wyrosnąć nic dobrego:
najsłuższa słuszność
Kluska
jakos tak te co sie facetom podobaja zwykle nie są ich
Kluska
są tylko od podobania
Ja 13:13:05
a te co ich to od czego sa?
Kluska
od kochania
Kluska
:]
Ja
sluszna slusznosc :)
Kluska
:)
Kluska
najsłuzsza
O i tak właśnie :P
śniło mi się... odc. 1
i w tym śnie gadalam na gg z koleżanką z Poznania, która mówiła, że właśnie smaży mielone, a ja na to:
"to wrzuć mi na ftpa ja sobie potem ściągne"
:)
zdarzenie
I o to jakie pojawiają mi się refleksje:
- dlaczego (nawiązuje tu do soundtracku do życia wspomnianego przez szanowną koleżankę) przed złym zdarzeniem nie pojawia się muzyka groźna i złowieszcza, żebyśmy byli na nie przygotowani???
- z drugiej strony każdy kto przeżył jakąś groźną sytuację wie, że wszystko dzieje się wtedy w zwolnionym tępie... czyli mój mózg przewidział co się stanie bo włączył zwolnione tępo??
- i refleksja najlepsza- gdybym jednak postanowila pomalowac rzęsy, pan z cięzarówki znalazł by się już po drugiej stronie skrzyżowania
czy to znaczy ze codziennie malując rzęsy wpływam na losy świata???
wrzesień
wrzesień to mój ulubiony miesiąc
we wrześniu wszystko się zaczyna
a Roman zniósł zielone jajko...
garść cytatów
Anthony de Mello (Przebudzenie, 1987):
Szybkie skojarzenie -- Irzykowski (Pałuba, 1903) o "pierwiastku pałubicznym", który pojawia się:
Sam pierwiastek jest "zleceniem z wieży egoizmu w potworną przepaść szczerości, przecięciem nerwu z sobą samym".
---
Ja (16.07.2008): jedyną osobą, którą mogę znienawidzić, jestem ja.
Ja (17.07.2008): jedyną osobą, której nie mogę znienawidzić, jestem ja.
Tchórzostwo?
Prawdopodobieństwo, że się obudzisz, jest wprost proporcjonalne do tego, ile prawdy jesteś w stanie znieść, nie ratując się ucieczką. Jak wiele jesteś w stanie przyjąć? Jak wiele z tego, co było ci tak bliskie, potrafisz zakwestionować nie szukając ratunku w ucieczce? Na ile jesteś gotów do myślenia o nieznanym?
Pierwszą reakcją będzie strach. Nie idzie o to, że boimy się nieznanego. Nie możesz bać się czegoś, czego nie znasz. Nikt nie boi się nieznanego. To, czego się obawiamy, to utrata znanego. Tego właśnie się obawiasz.
Szybkie skojarzenie -- Irzykowski (Pałuba, 1903) o "pierwiastku pałubicznym", który pojawia się:
zwłaszcza podczas cierpień intelektualnych na tle zdarzeń osobistych, które zmuszają nas zapomnieć o znanych kategoriach, pobudzają do wynalazczości we własnym zakresie, do tego sprawiedliwego uwzględnienia wszystkich specjalnych czynników, w których mamy jedyny środek praktycznego ratunku. W chwilach takich na chwilę nie kłamiemy, jesteśmy oryginalni, wiszący nad nami bicz losu pędzi nas do wszechwiedzy, do „genialności”, do strasznej, uspokajającej analizy, aż wreszcie stajemy przy jakichś atomach.
Sam pierwiastek jest "zleceniem z wieży egoizmu w potworną przepaść szczerości, przecięciem nerwu z sobą samym".
---
Ja (16.07.2008): jedyną osobą, którą mogę znienawidzić, jestem ja.
Ja (17.07.2008): jedyną osobą, której nie mogę znienawidzić, jestem ja.
Tchórzostwo?
dogadzanie sobie
jak linoskoczek
Kluskę i mnie dopadły dziś różne takie. Dlatego prosimy PT Publiczność o posłuchanie Turnaua, powpatrywanie się w powyższe zdjęcie Ferdinanda Scianny i życzliwe myślenie :)
PS. Dzięki wam, niebiosa, za herbatę earl grey!
Mokotów
Łażenie po kilkanaście kilometrów dziennie z aparatem podczas Wielkiej Wyprawy Mazurskiej spodobało mi się na tyle, że postanowiłam twórczo kontynuować to zajęcie na gruncie rodzimym. Wybrałam sie więc przedwczoraj na spacerek po okolicach matecznika, czyli po Starym Mokotowie (okolicach, bo matecznikiem jest jednak Dolny Mokotów). Celem wyprawy było sfotografowanie napisu na murze przy ul. Sandomierskiej, o którym później. Pod drodze jednak znalazło sie więcej atrakcji :)
Na dobry początek uwieczniłam szablon grupy twożywo, który miałam kiedyś zamiar buchnąć i mieć w pokoju ;) Ale wysokie standardy etyczne (choć czasem podlegające modyfikacji ;)) mi na to nie pozwoliły.
Na dobry początek uwieczniłam szablon grupy twożywo, który miałam kiedyś zamiar buchnąć i mieć w pokoju ;) Ale wysokie standardy etyczne (choć czasem podlegające modyfikacji ;)) mi na to nie pozwoliły.
Drugie zdjęcie na rozruch wygląda tak:
i zostało zrobione z powodów sentymentalnych. Zmagistrowałam się m.in. na powieści Pereca "Życie instrukcja obsługi", która w polskim wydaniu została przyozdobiona zdjęciem bardzo podobnej kratki wentylacyjnej. Zatem nie mogłam nie zrobić tej fotki :)
Jedną z niewątpliwych atrakcji wycieczki było to, że gdy szłam w stronę Teatru Guliwer (do którego ciągano mnie regularnie, gdy na chleb jeszcze mówiłam "beb" ;)) napatoczył się Jerzy Połomski. TEN Jerzy Połomski -- od walczyka, ciekawej fryzury, faceliftingu oraz charakterystycznego sposobu trzymania mikrofonu. Zbliżałam się akurat do teatru, więc sięgnęłam do torby z aparatem, na co na twarzy Pana Jerzego pojawił się grymas pt. na-miłość-boską-człowiek-nie-może-wyjść-na-chwilę-z-domu, żeby-nie-natknąć-się-na-paparazzi. Na co ja złośliwie i z premedytacją zaczęłam fotografować teatr. Rozczarowanie na twarzy Jerzego Połomskiego -- bezcenne. No i w końcu nie zrobiłam mu żadnego zdjęcia, a szkoda ;)
A co do Guliwera - koniki mnie ostatnio prześladują, zatem...
Następnie cel wyprawy:
Bardzo podoba mi się pomysł autora -- jeszcze jakiś czas temu potrafiłabym profesjonalnie opisać ten zabieg stylistyczny, ale umówmy się -- moja substancja szara już nie jest tej jakości co dawniej ;)
Potem ul. Belgijska, dom z talerzami na ścianach:
i schodki, które odkryłam całkiem niedawno podczas spaceru, na którym poruszano sprawę koników :P
A na koniec standardowy autoportret (egocentryzm należy pieczołowicie pielęgnować!):
Po drodze odbyłam też interesująca pogawędkę z państwem, którzy mieszkają w domu Wedla. Niestety zdjęcia całkiem nie wyszły, bo było już bardzo ciemno, ale za to dowiedziałam się, że mieszkania maja tam 3 m wysokości i że przed wojną kosztowały majątek. A część fasady jest z najprawdziwszego marmuru! Mili państwo stwierdzili ponadto, że absolutnie nie mam prawa mieć więcej niż 19 lat ;) Do tego udawało mi się wzbudzać sensację wśród mieszkańców Mokotowa -- gdy stałam z aparatem i usiłowałam zrobić jakieś w miarę dobre zdjęcie, mokotowianie przystawali i można było wyczytać z ich twarzy, że myślą "cholera, mieszkam tu 20 lat i nie wiedziałem, że to tutaj jest". Cel dydaktyczny osiągnięty ;) Reszta zdjęć leży tutaj.
biurko
Lista moich wielkich planów życiowych jest długa jak Amazonka
- zbudować domek z patyczków od lodów
- przepisać Biblię jak średniowieczni mnisi i ozdobić ją własnymi miniaturami
- zbudować sobie regał z drabiny, szafę z kartonów i fotel z klejonej warstwowo tektury falistej
- zrobić sobie własny papier czerpany
- nauczyć sie kaligrafować czcionek z worda
- przeczytać Europę Davisa
- zrobić linoryt, miedzioryt i drzeworyt
- zrobić sobie sweter na drutach, nauczyć się szyć
-malować porcelanowe filiżanki i sprzedawać je na allegro
- malować pejzaże akwarelą i sprzedawać je na allegro
- robić biżuterię i sprzedawać ją na allegro
(...)
raz na jakiś czas napada mnie wrażenie, że NAPRAWDĘ DAM RADĘ to wszystko zrobić, ostatnio postępem było to że założyłam sobie zeszyt na zapisywanie/nabazgrolenie tych wszystkich wizji.
Aktualnie jestem pod wrazeniem jeszcze kilku nowych robótek a mianowicie decoupage, embossing i scrapbooking (doprawdy kto by pomyślał, że coś takiego istnieje) i oczywiście jestem przekonana w pełni, że jestem w stanie to wszystko zrealizować. Gdyby nie jedna przeszkoda-NIE MAM BIURKA
ostatnio rozwinął mi się symptom Adasia Miauczyńskiego co chyba znaczy, że jestem stara albo powinnam się leczyć. Ale tak jak on chciał spodkać Elę swoją pierwszą miłość wtedy wszystko by miało sens tak ja chciałabym mieć biurko - wtedy moglabym się wreszcie zrealizować :D
drobne, malutkie, niewielkie detaliki
Coraz częściej dopada mnie odkryta osobiście -- obok postrzegania świata w kategoriach "ale by z tego było zdjęcie" -- nowa jednostka chorobowa: włączający się w głowie soundtrack do życia (jakkolwiek patetycznie to brzmi) ;>
Kiedyś bez przerwy włączało mi się Led Zeppelin Babe I'm gonna leave you, zwłaszcza kawalątek od 2:23, gdy do piosenki wchodzi riff i nagle z balladki robi się rockowe BUM. Ostatnimi czasy prześladowało mnie też Ederlezi, potem Violet Hill Coldplay. Kilka dni temu wróciło Sweet Euphoria Chrisa Cornella, a dziś mamy dzień dżefowobaklejowy - Opened Once i Forget Her.
Jak widać (słychać), jako soundtrack służą mi same smęty -- jeżeli są jeszcze na świecie osoby, które uważają, że nie jestem ponurakiem, powinny przemyśleć sprawę ;) Oprócz ogólnego przysmuta wszystkie piosenki łączy jedno -- jakiś detal, dla którego warto słuchać całej piosenki znowu, i jeszcze raz, i jeszcze, i tak przez kilka tygodni... Coldplay -- ostatnia, wyciszona zwrotka -- serce w plasterkach (a przy okazji -- razem z laptopowym dyskiem zjarał się mój ranking książek, które łapią człowieka za mordę i rzucają o podłogę! No i dopiero teraz zrobiło mi się przykro, bo ranking był naprawdę niezły). Cornell -- odłos przejechania palcami po strunach na samiutkim końcu. Opened Once -- zmiany klimatu między zwrotkami a refrenem, Forget Her -- od 3:16 "wkurzone" śpiewanie (dodam, że kiedyś byłam od Buckleya poważnie uzależniona -- albumy Grace i Sketches For My Sweetheart the Drunk leciały codziennie).
Najnowsza kandydatka na piosenkę "będę do ciebie wracać i cię dręczyć" jest Crash Into Me DMB -- od 2:45 do 2:51 jest cichy stukot, który robi mi pod mostkiem coś, co u mnie w rodzinie opisuje się jako "niewygodnie w środku". Niewygodnie, a uzależnia -- czysty masochizm. I biorąc pod uwagę moją obsesję detalu -- nerwica natręctw. Psychopatologia życia codziennego, nie ma co... :)
Kiedyś bez przerwy włączało mi się Led Zeppelin Babe I'm gonna leave you, zwłaszcza kawalątek od 2:23, gdy do piosenki wchodzi riff i nagle z balladki robi się rockowe BUM. Ostatnimi czasy prześladowało mnie też Ederlezi, potem Violet Hill Coldplay. Kilka dni temu wróciło Sweet Euphoria Chrisa Cornella, a dziś mamy dzień dżefowobaklejowy - Opened Once i Forget Her.
Jak widać (słychać), jako soundtrack służą mi same smęty -- jeżeli są jeszcze na świecie osoby, które uważają, że nie jestem ponurakiem, powinny przemyśleć sprawę ;) Oprócz ogólnego przysmuta wszystkie piosenki łączy jedno -- jakiś detal, dla którego warto słuchać całej piosenki znowu, i jeszcze raz, i jeszcze, i tak przez kilka tygodni... Coldplay -- ostatnia, wyciszona zwrotka -- serce w plasterkach (a przy okazji -- razem z laptopowym dyskiem zjarał się mój ranking książek, które łapią człowieka za mordę i rzucają o podłogę! No i dopiero teraz zrobiło mi się przykro, bo ranking był naprawdę niezły). Cornell -- odłos przejechania palcami po strunach na samiutkim końcu. Opened Once -- zmiany klimatu między zwrotkami a refrenem, Forget Her -- od 3:16 "wkurzone" śpiewanie (dodam, że kiedyś byłam od Buckleya poważnie uzależniona -- albumy Grace i Sketches For My Sweetheart the Drunk leciały codziennie).
Najnowsza kandydatka na piosenkę "będę do ciebie wracać i cię dręczyć" jest Crash Into Me DMB -- od 2:45 do 2:51 jest cichy stukot, który robi mi pod mostkiem coś, co u mnie w rodzinie opisuje się jako "niewygodnie w środku". Niewygodnie, a uzależnia -- czysty masochizm. I biorąc pod uwagę moją obsesję detalu -- nerwica natręctw. Psychopatologia życia codziennego, nie ma co... :)
krokodyl
Dziecięciem szczerbatym będąc chciałam:
- wejść do kawiarni "Mozaika" (ach, ten neon!)
- umieć sterować deszczem
- mieć czarny pokój
- mieć małpę
- dotknąć krokodyla i sprawdzić, czy jest oślizgły
- studiować polonistykę.
Wtajemniczeni wiedzą, że jak dotąd tylko jeden punkt został zrealizowany (o, żałości!). Kawiarnia "Mozaika" to podobno miejsce spotkań byłych esbeków, sterowanie deszczem zostawiłam rosyjskim naukowcom, pomysł na czarny pokój po głębokim, długim i bolesnym namyśle okazał się dość kiepski, a posiadanie małpy przypadło sąsiadowi dziadków (serio! trochę rozrabiała podobno). Żywego krokodyla nie pomacałam, ale za to okazało się, że można w krokodylej sprawie liczyć na little-help-from-my-friends (na marginesie -- to nie może być piosenka o narkotykach! Beatlesi byli niewinni!):
Jednak czy autor wie, jakie mogą być konsekwencje obdarowania kogoś krokodylem? ;)
puzzle
Mam przed sobą 2000 puzzli. Układam je od maja, a właściwie poukładowuje z doskoku -- zazwyczaj wtedy, gdy próbuję liczyć to, ile zostałoby mi na jedzenie po wynajęciu kawalerki w cenie standardowej. Niezależnie od tego jak liczę, wychodzi, że musiałabym jeść jakże drogocenny w tej hipotetycznej kawalerce tynk. Z dwojga złego wolę zastanawiać się nad tym, ile puzzli zjadł już lokalny pies i jak bardzo trafi mnie szlag, gdy już ułożę prawie wszystko i okaże się, że brakuje, do jasnej Anielki, tylko cholernego czubka nosa pani z obrazka. Niestety to nie jedyne problemy, które generuje układanie puzzli.
1) Dziwnym nie jest, że zacząć należy od odsiania boczków. Ale co wtedy, gdy znajdzie się w pudełku jeden nieodsiany boczek? Odsiewam znów. Kolejny znaleziony boczek. Znów odsiewam. Boczek. Odsiewam. B. O. Szaleństwo, rwanie włosów z głowy, piorun z niebios, zgon. Puzzle nieułożone. Kurtyna.
2) Powiedzmy, że przeszłam etap 1. Co dalej? Sortować po kolorze? Na jednym puzzlu jest ich dużo. Po kształcie? Zbyt obszerna kategoria -- jak tam znaleźć cokolwiek? Według zasady "o-może-to-będzie-w-tej-części-obrazka-hope-so"? Przy zafiksowaniu się, że TO NIEBIESKIE TO NA PEWNO KWIATEK!!!!!1111 -- szaleństwo, rwanie włosów z głowy, piorun z niebios, zgon. Puzzle nieułożone. Kurtyna.
3) Powiedzmy, że przeżyłam dwa pierwsze etapy. W puzzlowym szale zaczynam układać jakieś złożone z dwóch--trzech elementów kawałki na boku. Zapada noc. Robi się duszno. Wypadałoby schować cały majdan, ale te kawałki cały czas leżą luzem. Przenoszę. Rozpadają się. Układam od nowa. Tak trzydzieści razy. Chowam puzzle, wracam do nich po miesiącu, nie pamiętam, gdzie te głupie luźne kawałki powinny być, zaczynam je do siebie dopasowywać, nie łączą się, w desperacji próbuję je wcisnąć gdziekolwiek, byle się ich pozbyć. Szaleństwo, rwanie włosów etc. Kurtyna.
Adaś Miauczyński powiedział:
Jakieś pytania?
PS. I tak mnie układanie uspokaja ;)
1) Dziwnym nie jest, że zacząć należy od odsiania boczków. Ale co wtedy, gdy znajdzie się w pudełku jeden nieodsiany boczek? Odsiewam znów. Kolejny znaleziony boczek. Znów odsiewam. Boczek. Odsiewam. B. O. Szaleństwo, rwanie włosów z głowy, piorun z niebios, zgon. Puzzle nieułożone. Kurtyna.
2) Powiedzmy, że przeszłam etap 1. Co dalej? Sortować po kolorze? Na jednym puzzlu jest ich dużo. Po kształcie? Zbyt obszerna kategoria -- jak tam znaleźć cokolwiek? Według zasady "o-może-to-będzie-w-tej-części-obrazka-hope-so"? Przy zafiksowaniu się, że TO NIEBIESKIE TO NA PEWNO KWIATEK!!!!!1111 -- szaleństwo, rwanie włosów z głowy, piorun z niebios, zgon. Puzzle nieułożone. Kurtyna.
3) Powiedzmy, że przeżyłam dwa pierwsze etapy. W puzzlowym szale zaczynam układać jakieś złożone z dwóch--trzech elementów kawałki na boku. Zapada noc. Robi się duszno. Wypadałoby schować cały majdan, ale te kawałki cały czas leżą luzem. Przenoszę. Rozpadają się. Układam od nowa. Tak trzydzieści razy. Chowam puzzle, wracam do nich po miesiącu, nie pamiętam, gdzie te głupie luźne kawałki powinny być, zaczynam je do siebie dopasowywać, nie łączą się, w desperacji próbuję je wcisnąć gdziekolwiek, byle się ich pozbyć. Szaleństwo, rwanie włosów etc. Kurtyna.
Adaś Miauczyński powiedział:
Towarzyszu podróży, zbudowałeś byt swój zasklepiając, jak termit, wyloty ku światłu i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków, w dławiącym rytuale codziennego życia. I choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo, mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom i uczuciu. Dość trudu cię kosztuje, by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka. Teraz glina, z której zostałeś utworzony wyschła i stwardniała. Nikt już się nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety, człowieka, którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś.
Jakieś pytania?
PS. I tak mnie układanie uspokaja ;)
poranek
To są plusy chodzenia do pracy na 12.
minusem jest to, że jak się spóźniam to dzwony
obwieszczają moje spóźnienie
Chincyki trzymają się mocno.
Czy wiecie, że każdy z nas ma na sobie bądź przy sobie coś co pochodzi z Chin. Pewna kobieta postanowila nie kupować nic chińskiego i przepłacała 3krotnie, a i tak nie miała gwarancji, że to co kupuje nie ma w sobie półproduktów chińskich. I jak tu bojkotować igrzyska??? Kiedy nawet kiszki od polskiej kiełbasy są z chińskich świń, nawet czosnek jest z Chin. A czosnek ma własciwości bakteriobójcze ale zabija tylko chińskie bakterie więc albo trzeba przeziębiać się w Chinach, albo hodować własny czosnek... Natomiast żeńszeń ma podobno działanie o zasięgu międzynarodowym :D
dzię dobr
Wstępy do blogów są zazwyczaj żenujące, prawda? No to jazda :)
Autorki bloga poznały się przez swoich ówczesnych towarzyszy. Po kilku latach okazało się, że obaj panowie nadają się głównie do niczego, za to panie rozumieją się lepiej z każdym dniem, zwłaszcza gdy wszystko wali się i pali. Kluska zawinęła dotychczasowe życie w tobołek i wybrała inną lokalizację u boku całkiem nowego księcia, a drota siedzi na tyłku tam, gdzie do tej pory i filozuje z lepszym lub gorszym skutkiem. Obie dzieli spora przestrzeń, ale łączy bezustanny słomiany zapał, czego efektem jest ten oto blog.
Dość gadania - enjoy :)
Autorki bloga poznały się przez swoich ówczesnych towarzyszy. Po kilku latach okazało się, że obaj panowie nadają się głównie do niczego, za to panie rozumieją się lepiej z każdym dniem, zwłaszcza gdy wszystko wali się i pali. Kluska zawinęła dotychczasowe życie w tobołek i wybrała inną lokalizację u boku całkiem nowego księcia, a drota siedzi na tyłku tam, gdzie do tej pory i filozuje z lepszym lub gorszym skutkiem. Obie dzieli spora przestrzeń, ale łączy bezustanny słomiany zapał, czego efektem jest ten oto blog.
Dość gadania - enjoy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)